Kiedy fotografować swoją rodzinę?
On
Można zawsze, choć nie zawsze ma to sens. Choć mam już tysiące zdjęć swoich dzieci, nie mogę powiedzieć, że bez aparatu się nie ruszam. Niektóre miejsca i tematy lubię bardziej, inne pomijam. Jednak to, co wydaje mi się uniwersalną radą to dokumentowanie każdych wakacji (jak na przykład te, które spędziliśmy na Warmii).
Wstyd mi przyznać, ale wyjazd bez aparatu uznałabym za nie do końca udany. Wiem, wiem, zaraz odezwą się zwolennicy uważności, że przecież najważniejsze jest przeżywanie każdej chwili, a nie patrzenie przez wizjer aparatu. Trochę się zgodzę. Pamięć jednak ulotną jest, a to co na papierze zostanie na lata. I nie mówię tu o sobie, choć i ja czasem mam luki w pamięci, ale o dzieciach, które za parę lat kompletnie zapomną, w jakich fajnych miejscach były i co widziały. Emocje zostaną, oczywiście, ale skoro można mieć też coś w zwykłej pamięci, to czemu nie? A więc wakacje… No aparat mieć trzeba i wypada go ze sobą zabrać, najlepiej dźwigać go na wszystkie wycieczki, plażę, nawet na basen. Nie ma przeproś! Na wakacjach jest luzik, wszyscy zadowoleni, światło piękne, długi dzień i oczywiście nietypowa sceneria. To wszystko robi dobre zdjęcia. Osobiście uważam, że oprócz tego oraz osoby fotografa przydaje się też w miarę dobry sprzęt, ale o tym innym razem.
Dobrą okazją są też mniejsze wyprawy, weekendowe (zerknij na relację z naszej wycieczki do Kazimierza Dolnego) czy nawet dłuższe spacery po okolicy (jak ten po parku w Nieborowie). Warto wybierać takie miejsca, w których nie tylko spędzicie miło czas, ale też takie, które potencjalnie mogą być dobrym tłem do zdjęć rodzinnych. Brzmi dziwnie 🙂 Już opowiadam jak to wygląda u nas. Jeśli jedziemy gdzieś blisko i czuję wenę :), zawsze nalegam, aby wybrać miejsce mało zatłoczone, z fajnym klimatem i najlepiej w mojej ulubionej popołudniowej porze. Zwykle to działa. Ponieważ dzieci wciąż są ciekawe świata, każda tego typu wycieczka to dla nich radość, więc wszyscy wracamy zadowoleni.
Znam również zwolenników fotografowania codzienności i scen w domowym zaciszu. U mnie sprawdzało się to jedynie w czasie urlopów macierzyńskich, kiedy każdy krok w rozwoju wart był zapisania. Jednak z czasem wydało mi się to mało porywające, a i oświetlenie w mieszkaniu dość przygnębiające. Nawet z dobrym sprzętem bywało trudno. Obecnie takich zdjęć robię najmniej, choć widzę światełko w tunelu (jak poniżej 🙂 oraz w mojej relacji z budowy).
Inną kategorią są uroczystości rodzinne, kiedy wypada cokolwiek zrobić i nawet chętnie to robię, kiedy imprezujemy na powietrzu lub w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Zaletą jest to, że mamy okazję uchwycić osoby rzadko widywane i niecodzienne emocje u dzieci. Czasami jednak lepiej zostawić swój aparat i wynająć profesjonalnego fotografa, aby zrobił reportaż np. z chrztu (ja zleciłam to mojej dobrej koleżance Dorocie :)). Dzięki temu nikogo ważnego nie brakuje na zdjęciach.
Jedną z moich ulubionych okazji są sesje świąteczne lub urodzinowe (o tym, jak je robię możesz przeczytać w poście z okazji urodzin Ludwika). Być może pomyślisz, że takie rzeczy potrafi zrobić tylko fotograf, jednak jestem pewna, że przy odrobinie fantazji da się uzyskać ciekawe efekty nawet korzystając jedynie z amatorskiego sprzętu. Trzeba się tylko trochę bardziej wysilić, ewentualnie dłużej popracować nad obróbką. Kiedyś na pewno napiszę o tym więcej.
A więc do dzieła!